Długo tu nie zaglądałam, nie pisałam... No cóż, mam wrażenie, że na nic dobrego liczyć nie mogę...
Chwilami ręce mi już opadają :(
Myślałam, że ciężko będzie w pierwsze święta bez Mamy i było - do kolacji wigilijnej. Później zaczął się strach o kogoś innego, wzywanie karetki, czuwanie, pilnowanie... aż do kolejnej karetki, która odjechała na sygnale. I kolejne godziny spędzone na szpitalnym SORze, z żołądkiem zawiązanym w supeł, bo nikt nie wyjdzie, nie uspokoi, nie powie czy zdążyli, czy dowieźli... Brak mi już sił... codziennie w strachu...
Ja tylko pragnę, żeby nic złego się już nie działo. Czy to zbyt wiele? Boję się. Boję się o przyszłość, o tych którzy mi zostali. Boję się nieśmiało liczyć na to, że będzie dobrze. Boję się zasypiać i boję budzić... Boję się bać :(((
To nie jest zbyt wiele. Za dużo przeszłaś ostatnio. Współczuję Ci bardzo.
OdpowiedzUsuńPo ciężkich przeżyciach skromny uśmiech. Zapraszam do nas po wyróżnienie. Wspaniały blog zasługuje na nagrodę. Często wpadam,lecz nie zostawiam śladu. Muszę to zmienić.
OdpowiedzUsuńwww.marti-nastolatka.blogspot.com
dziękuję wam bardzo dziewczyny!
OdpowiedzUsuńJestem tutaj na tym blogu po raz pierwszy
OdpowiedzUsuńNa sam poczatek strasznie współczuję Amiszo straty mamy...
Wiem co to życie bez mamy :( więc może będzie CI łatwiej,ze nie jestes z tym smutkiem sama...
Musi być dobrze z tymi co CI zostali,musi,bo Ty pełnym sercem tego chcesz ♥
I niech tak będzie
Całuję :)