Obserwatorzy

piątek, 30 listopada 2012

szydełkowe candy

serdecznie zapraszam na moje pierwsze candy;)


do rozdania zestaw moich robótek: szydełkowa serwetka w kolorze starego złota, średnica 44 cm
szydełkowa zawieszka na okno - śnieżynki
a tak rozetki wyglądają na zbliżeniu
duża

średnia
mała

 buteleczka z motywem świątecznym -decoupage
Zasady:
 *zostaw komentarz pod tym postem tym samym wyrazisz chęć udziału w konkursie
 *zamieść na swoim blogu pierwsze zdjęcie z tego posta podlinkowane do mojego bloga
 *obserwuj tego bloga,( choć nieobowiązkowe- będzie mi bardzo miło jeśli dołączysz do tego grona)
* osoby bez bloga proszę o zostawienie swojego maila w komentarzu


 Na zgłoszenia czekam do 16 grudnia do północy.
17.12. wylosowany zostanie zwycięzca, do którego trafi paczka :)
 Zapraszam do zabawy!!!

Amisza

poniedziałek, 26 listopada 2012

on też lubi mój ogród ;)

Przeglądając fotki trafiłam na kolejnego zwierzaczka, który zagościł chyba na dobre w moim ogrodzie. Jeszcze latem, co wieczór zaczynał się hałas w ogrodzie, na który natychmiast reagował Bobek czyli mój pies Morris. Bobek był wielce zainteresowany takim stworem, co to uszka polizać nie można, nosem dotknąć też nie... ani to swój ani obcy... dziwny stwór ;) Co noc po ostatnim wypuszczeniu psa na siusiu, trzeba było iść po niego i przynosić, bo straciłby głos od szczekania a przy okazji ludzi pobudził. Pamiętam,że w minionych latach też mieliśmy takich gości w ogrodzie, ale raczej przypadkowych, a ten chyba zamieszkał u nas na stałe:))) Musiał czuć się dobrze w ogrodzie, żywił się odpadkami wynoszonymi na kompost (widziałam) i wszystkim co znalazł wśród liści. Nawet ładny pysio, prawda?
zdjęcia były zrobione w październiku, nie pamiętam od kiedy ucichło wieczorami... jeżyk poszedł spać.....

sobota, 24 listopada 2012

leśne kotki


 O tym, że wśród dwunożnych jest wiele wrednoty chyba nikomu nie trzeba wspominać...
Jakiś czas temu wracając do domu miałam przymusowy postój niedaleko przystanku w lesie.
Już podjeżdżając, przez okno nie mogłam uwierzyć w to co widzę... na przystanku, wieczorem, w deszczu, na betonie porzucono 2 maleńkie koteczki!!!! Pierwsza myśl- znowu trafia na mnie. Kotki tak piszczały, że było je słychać jeszcze będąc w aucie. Mokre, zmarznięte, skrzywdzone przez jakiegoś drania ale gdy tylko zobaczyły, że ktoś wysiada, biegły co sił na maleńkich łapkach, próbując wspinać się na człowieka. Nie ma sensu pisać- i cóż było robić? bo to oczywiste, temperatura spadała już w okolice zera, one mokre, głodne, w lesie...
wsadziłam pod kurtkę i do wozu:)
Jejkuuu jak one mruczały, wystarczyło lekko dotknąć. Jakie zwierzęta są niesamowite. Jak potrafią ufać.
Przywiozłam je do domu, zamykając w jadalni przed moją futrzasto-hrabioską rodzinką, która kolejnych ogonów do dzielenia się miłością nie toleruje.
 Kocurki, bo to dwaj chłopcy byli, jadły i piły bardzo nieporadnie, jak to maluchy- wchodząc w jedzenie, ale głodne były potwornie. Drugiego dnia było już lepiej.:)))
 Za to do zaimprowizowanej kuwety (b.duża podstawka pod kwiat) weszły od razu. Najpierw wąchały, próbowały jeść piasek, ale szybko pokumały do czego służy;) cudowne, grzeczne kociaki!

A potem na sofę spaaaać....

 

kociaki miały nieciekawe oczka, ale przy mojej futrzastej brygadzie kocia apteczka to coś normalnego w domu.
Były bardzo, ale to bardzo ufne i lgnęły do ludzi. Drugiego dnia wieczorem udało się znaleźć dla nich domek.
Obaj pojechali do rodzinki, w której na pewno będzie im dobrze. Na pożegnanie dostały wyprawkę i drapaczek, z którego moje hrabiostwo nie korzysta:)

i oby ten drań co je wyrzucił.... ech, szkoda słów
Image and video hosting by TinyPic

czwartek, 22 listopada 2012

dzień za dniem...

Czas mija... dzień za dniem... a każdy jakiś szary i smutny. Nigdy bym nie pomyślała, że brak Rodziców sprawi, że poczuję się aż tak opuszczona i bezradna. Jak dziecko, choć bardzo już dorosłe.
Nie mam już domu rodzinnego! Patrzę z przerażeniem w przyszłość... Wkrótce nadejdą święta, ludzie będą się cieszyć z rodzinami...
Pamiętam miniony rok, kiedy podczas łamania się opłatkiem zalałam się łzami, tak mi dał w kość ten 2011r.
Czekałam do Sylwestra, aby tylko się skończył. 2012  miał być lepszy! Musiał być lepszy!!!! A jednak....
Chciałabym wyłączyć zdolność myślenia, czasem to się udaje, ale potem jeszcze trudniej uwierzyć, że to nie był tylko koszmarny sen.
Myślę sobie- jakim jestem człowiekiem, skoro nie przeczułam że coś się stanie...że nie było mnie przy Rodzicach gdy umierali...Może to Opatrzność, może moja psychika nie poradziłaby sobie z jeszcze większą traumą? Tymczasem sama dobijam się wyrzutami sumienia. Bo nie zdążyłam, bo mnie nie było... Jestem beznadziejna:( Dlaczego moi rodzice musieli odejść tak nagle? dlaczego nie dostali szansy? Trudno pogodzić sie z tym, że ktoś kilka minut wcześniej jest radosny i zdrowy a po kilku minutach go nie ma...Tylu ludzi dostaje kolejna szansę, zostaja uratowani, a Oni??? Nie zasłużyli sobie? Przecież byli wspaniałymi ludźmi!!!!!
To nieprawda, że czas goi rany, czas tylko ucisza emocje, zaciera wspomnienia. Ból pozostaje! Nie lubię, gdy ktoś mówi, będzie dobrze. Nie wierzę w to. W ogóle weszłam chyba w inny etap żałoby - mam żal do całego świata!
Dokładnie miesiąc po mojej Mamie, pochowaliśmy Marka- mojego kuzyna, 35 lat! Był oczkiem w głowie mojej mamy. Jego tata był jedynym bratem mojej mamy, zginął w wypadku mając zaledwie 27 lat. Wtedy jedyny raz pomyslałam - dobrze, że Mama tego nie doczekała, pękło by jej serce.
Wracając z pogrzebu, rozmawiałam z bratem, że został nam jeszcze kuzyn Krzysztof, bratanek Taty. Mój rocznik, urodzony 11 lipca jak mój tata. Chrześniak Taty,( brat tatusia zmarł w 97r.) Z Krzysiem spędzaliśmy wszystkie święta, ferie i wakacje. Jedyny, z którym możnaby powspominać Babcię, dzieciństwo i ten szczęśliwy czas...
Minęły 2 tygodnie. Telefon. Krzysztof nie żyje! pracował w Anglii i tam umarł. Do dziś nie było pogrzebu, sprowadzenie zwłok to podobno ok 20 tys. a w kraju matka po wylewach, na wózku.
Czy ja śnię jakiś koszmar?
Właściwie to zasypiam i budzę się ze łzami, których nie można powstrzymać.
Wszystkich Świętych było wyjątkowo przykre, nad grobami Babć i Rodziców staliśmy tylko ja i brat. Nikogo więcej. Bo kto skoro rodziny już nie ma?
ech... wylałabym z siebie rzekę lamentu, ale co dadzą słowa? Wszystko i tak siedzi w mojej głowie i mnie dobija każdego dnia.
Jedynie kiedy chcę się wyłączyć, biorę druty i w ten sposób, licząc oczka, nie myślę o tym co złe.
Najpierw zrobiłam sobie szal- czarny na Wszystkich Świętych. spodobał się p. doktor i zamówiła w kolorze ecru. Teraz znalazłszy rudą włóczkę kupiona w ub. roku robię szal i czapkę dla znajomej. Mam nadzieję, że będzie na prezent Gwiazdkowy.
Ale nawet fotek nie zrobiłam, żeby pokazać. może w końcu jakoś się zmobilizuję i wstawię?

Dzień za dniem... i każdy beznadziejny...

Image and video hosting by TinyPic

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...